Przeskocz do treści

Nie samym chlebem, czyli dzień otwarty w 33 BLT Powidz


Sezon pokazów i imprez lotniczych 2017 otwarty!

Co prawda mam ogromne zaległości z ubiegłego roku – bardzo obfitego w pokazy lotnicze – wrzucam zdjęcia z pokazów jakie odbyły się przy okazji święta 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu. Warunki do fotografowania nie były łatwe – pokazy pod słońce, ale cóż … Sezon 2017 ogłaszam za otwarty.

Pasteis de nata


W Portugalii w każdej piekarni, cukierni można kupić przepyszne ciastka wypełnione delikatnym nadzieniem w kolorze żółtym. Jeżeli kupujesz ich więcej niż  3-4 zapewne zostaną one zapakowane w kartonowe pudełeczko przewiązane ozdobnym sznurkiem lub wstążką. To są właśnie pasteis de nata.

Tak się rozsmakowałem w tych ciasteczkach, że po powrocie z urlopu postanowiłem też takie zrobić. Przepis na prawdziwe pasteis de Belem (te produkowane w lizbońskiej cukierni) zna tylko kilka osób na świecie. Przepis który prezentuję jest kompilacją kilku znalezionych w sieci.

Na 24 sztuki ciasteczek potrzeba:

  • 700 gram ciasta francuskiego,
  • odrobina masła do smarowania papilotek,
  • 24 papierowe papilotki do mufinów.

Na krem:

  • ½ litra mleka,
  • skórka z dużej cytryny,
  • 3 laski cynamonu,
  • 1 – 2 laski wanilii,
  • ½ szklanki mleka,
  • 5 czubatych łyżeczek mąki,
  • 2 szklanki cukru,
  • szklanka wody,
  • 7 żółtek.

½ litra mleka wlej do rondla, wrzuć skórkę z cytryny, laski cynamonu i wanilii i zagotuj. Mąkę rozmieszaj w ½ szklance mleka. Gdy mleko w rondlu zagotuje się, wlej mleko z mąką i gotuj jeszcze przez chwilę, żeby całość zgęstniała.

Do osobnego garnka wlej szklankę wody, wsyp 2 szklanki cukru i zagotuj. Od momentu wrzenia gotuj powstały syrop jeszcze około 3-4 minuty.

Syrop wlewaj powoli do masy mlecznej i całość dokładnie wymieszaj. Wylej wszystko na sitko i przetrzyj przez nie dokładnie. W powstałej masie nie może być grudek. Skórkę z cytryny, laski cynamonu i wanilii wyrzuć. Masę odstaw do wystudzenia. Dodaj do niej żółtka i dokładnie wymieszaj.

Wnętrze każdej papilotki posmaruj roztopionym masłem. Ciasto francuskie  rozwiń, usuń papier i ponownie zwiń. Rulon pokrój na krążki o średnicy około 15 mm. Każdy krążek rozgniataj w palcach tak długo, aż będziesz miał okrąg który w całości wypełni papilotkę (jak na zdjęciu).

Papilotki wstaw do foremki do pieczenia mufinów i do każdej z nich wlewaj masę z żółtkami. Jeżeli będziesz korzystać z metalowych foremek takich do pieczenia babeczek, to musisz je porządnie nasmarować masłem, bo będą problemy z wyjęciem gotowych ciastek. Wlewając masę pozostaw około 1 cm luzu od góry – podczas pieczenia masa zwiększa swoją objętość, więc musi mieć miejsce.

Ciastka piecz przez 16-17 minut w piekarniku rozgrzanym do 250 stopni. Na powierzchni masy powinny pojawić się ciemnobrązowe plamy – to skarmelizowany cukier.

Smacznego.

Nie samym chlebem, czyli pyttipanna.


Ponieważ do pierwszych pokazów lotniczych w tym roku w których wezmę udział  pozostało jeszcze trochę czasu, proponuję „coś na ząb”.

Pewien szwedzki  Youtuber który w nazwie ma słowo Food zaprezentował w swoim kanale danie kuchni skandynawskiej  – pyttipanna. Przepis wydał mi się interesujący, więc postanowiłem go wypróbować. Danie okazało się bardzo smaczne, wymagające (do jego przygotowania potrzebowałem aż czterech patelni J).

Dla dwóch osób  potrzeba:

  • kawałek mięsa wieprzowego (ja wykorzystałem kawałek pieczonego karczku – około 200 gram),
  • podobnej wielkości kawałek wołowiny (kupiłem udziec wołowy),
  • dwa duże lub trzy średniej wielkości ziemniaki,
  • duża cebula,
  • liść laurowy,
  • łyżeczka cukru,
  • 40-50 gram masła,
  • olej rzepakowy,
  • 2 łyżki sosu Worcestershire,
  • świeża pietruszka,
  • dwa jajka.

Cebulę pokrój w dosyć grubą kostkę. Na patelni rozgrzej odrobinę oleju i wrzuć cebulę.  Dodaj liść laurowy i po chwili łyżeczkę cukru. Pozwól cebuli się zeszklić.

Ziemniaki obierz i pokrój w grubą kostkę (1,5cm x 1,5cm) i usmaż je w głębokim oleju (ja to zrobiłem na głębokiej patelni ze sporą ilością oleju). Gdy będą  gotowe wyłóż je na ręcznik papierowy żeby usunąć tłuszcz.

Wołowinę pokrój w kostkę (2cm x 2cm) i wrzuć na mocno rozgrzany olej. Smaż przez chwilę.

Na dużej patelni rozgrzej masło i wrzucaj kolejno:

  • karczek wieprzowy pokrojony w kostkę ((2cm x 2cm),
  • po kilku chwilach wołowinę,
  • po kolejnych kilku chwilach ziemniaki i cebulę,
  • dopraw solą, pieprzem i sosem Worcestershire.

W tym samym czasie zrób jajka sadzone.

Gdy wszystkie składniki na patelni będą gorące wyłóż je na talerze, posyp obficie zieloną pietruszką, połóż jajko sadzone i kilka kawałków buraczków z zalewy octowej (ja wykorzystałem takie gotowe ze sklepu, ale autor przepisu z którego skorzystałem w swoim filmie podaje także  przepis na buraczki i domowy ketchup).

Nie samym chlebem czyli Dni NATO 2015 w Ostrawie


To już ostanie pokazy lotnicze w tym sezonie w jakich uczestniczyłem. W tym roku zabrakło w Ostrawie pokazu grupy akrobacyjnej na samolotach odrzutowych. Za to pokazy naszej grupy akrobacyjnej ORLIKI prezentują się coraz lepiej. Trzymamy kciuki 🙂 Jak zwykle miejscówka na polu buraczanym z którego są najlepsze widoki sprawdziła się. Teraz pozostało długie czekanie na przyszłoroczny sezon pokazów.

Nie samym chlebem, czyli SIAF 2015 cz.II


Zgodnie z wcześniejszą obietnicą oto druga część zdjęć z pokazów lotniczych Sliač 2015.

Nie samym chlebem, czyli SIAF 2015


29 i 30 sierpnia 2015 roku w miejscowości Sliač na Słowacji odbyły się międzynarodowe pokazy lotnicze. Bardzo fajna impreza lotnicza, którą (jak przystało na prawdziwego fana lotnictwa) obserwowałem przez wizjer mojego aparatu z terenu pola kukurydzy za ogrodzeniem lotniska 🙂

Relację dzielę na dwie części, bo zdjęć jest sporo.

Skoro tysiąc słów to jeden obraz zapraszam do galerii.

Smaki Portugalii


W tym roku spędziliśmy kilka urlopowych dni w Portugalii, w okolicach Porto. Kuchnia portugalska jest smaczna i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Według zapewnień „lokalesów” tradycyjnym portugalskim daniem jest Francesinha – szynka, kiełbasa,  kawałek pieczeni wieprzowej lub wołowej włożone pomiędzy dwie kromkami chleba, na które położone jest jajko sadzone nakryte kilkoma plastrami żółtego sera. Taka „kanapka” zalana jest sosem (jadłem z sosem mięsnym i pomidorowym) i podawana z frytkami – bardzo smaczne danie.

Innym specjałem kuchni portugalskiej, który próbowaliśmy i bardzo nam smakował było Bola de Alheira e queijo. Jak wytłumaczył nam przemiły Pan Kucharz, są to mięsno-serowe kulki wielkości dużego jajka smażone w głębokim oleju. Podawane były z białym pieczywem skropionym obficie oliwą. Pyszne.

Bodaj najważniejszym smakiem Portugalii okazał się smak Porto. Po wnikliwej i dogłębnej analizie organoleptycznej 🙂 trzech z odmian Porto – Ruby, Tawny i White jednomyślnie uznaliśmy za zwycięzcę Porto Tawny.

Portugalia ma wiele wspaniałych smaków do zaoferowania.

Nie samym chlebem, czyli jeden dzień w Normandii


Normandia – piękny region Francji, zachwycający swą prostotą architektury, krajobrazem oraz smakiem cydru i calvadosu. Jeszcze tu wrócimy.

Nie samym chlebem, czyli Bretania północna pigułce


Oto kilka zdjęć z naszej podróży po Bretanii. Przepiękne miejsca i urocze  miejscowości do których chcemy wracać. A że kraina jest duża, z długą linią brzegową to pomysłów urlopowych na kilka lat nam nie zabraknie. Zapraszam do galerii.

 

Nie samym chlebem, czyli Mont Saint Michel


Zwiedzając Bretanię czy Normandię nie można ominąć opactwa Mont Saint Michel. Jest to miejsce, w którym łączy się piękno architektury z cudem przyrody – przypływami i odpływami. Ukształtowanie terenu sprawia, że są tu największe pływy we Francji. Opactwo jest niezwykle zatłoczone przez turystów. Dla przyjeżdżających samochodami zorganizowane są parkingi (płatne 12,50 ϵ za cały dzień) z których turyści dowożeni są do opactwa autobusami (dla parkujących na parkingu bezpłatnie).

 

Nie samym chlebem, czyli spotkanie z historią w Normandii


Nasze drogi urlopowe zawiodły nas do miejscowości Saint-Laurent-sur-Mer w Normandii. Chcieliśmy odwiedzić miejsce lądowania aliantów na kontynencie w dniu 6 czerwca 1944 roku. Muzeum poświęcone walkom, plaża, pomniki zrobiły na nas ogromne wrażenie. To miejsce desantu miało nadany kryptonim „Omaha Beach”. Desantowali się w tym miejscu żołnierze amerykańskiej 1 Dywizji. W odległości 6,5 km na zachód znajduje się „Pointe Du Hoc” – umocnienia niemieckiego Wału Atlantyckiego na wybrzeżu klifowym. 30 metrową, pionową ścianę skał pokonali żołnierze 2 Batalionu Rangersów. Do dziś pozostały tam widoczne leje po bombardowaniach i ruiny betonowych umocnień artyleryjskich.

Nie samym chlebem, czyli Saint Malo w Bretanii


Saint Malo to średniowieczne miasto położone w północnej Bretanii. W XVII wieku stało się miastem korsarzy, którzy w imię Króla Francji łupili statki pływające pod banderami Anglii, Hiszpanii i Holandii. W sierpniu 1944 roku zostało prawie całkowicie zniszczone w czasie walk po lądowaniu sprzymierzonych w Normandii. Dziś jest to bardzo urocze miasteczko, ze wspaniale zrekonstruowanymi budynkami. Stanowi naszą „bazę wypadową” do urlopowego zwiedzania Bretanii.

Nie samym chlebem, czyli XI Małopolski Piknik Lotniczy


W dniach 27 i 28 czerwca odbył się XI Małopolski Piknik Lotniczy w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Tegoroczna impreza była bardzo bogata pod względem prezentacji samolotów w locie. Niestety pogoda nie bardzo dopisała i na niebie dominowały wszystkie odcienie szarości. Natomiast widzowie dopisali, co widać było głównie w kolejkach do punktów gastronomicznych. Zapraszam do oglądania zdjęć.

Nie samym chlebem, czyli Aerofestiwal w Poznaniu


W dniach 13 i 14 czerwca w Poznaniu odbył się szumnie zapowiadany Aerofestiwal. Na jego temat napisano już chyba wszystko, więc daruję sobie spisywanie własnych przemyśleń – szkoda czasu. Lepiej oglądać zdjęcia. Zapraszam 🙂

Wojtku – dziękuję za kolejną udaną spotterską wyprawę.

 

Nie samym chlebem, czyli pokazy lotnicze w Pardubicach


Nie samym chlebem, czyli pokazy lotnicze w Pardubicach

Sezon imprez lotniczych  nabiera tempa. W dniach 6-7 czerwca 2015 roku odbyły się w Pardubicach jubileuszowe, 25 pokazy lotnicze. W tym roku pogoda dopisała aż za dobrze – bezchmurne niebo nie jest tym, co spotterzy  lubią najbardziej L. Dosyć ględzenia – zapraszam do galerii zdjęć.

Nie samym chlebem, czyli Spotters Day w bazie lotniczej Čáslav


Sezon fotografowania samolotów rozpoczęty. 14 maja w bazie lotniczej w miejscowości Čáslav (Czechy) odbyła się impreza dla fanów fotografii lotniczej. W roli głównej wystąpiły samoloty Saab JAS 39 Gripen z lotnictwa Czeskiego, Szwedzkiego i Węgierskiego. Latały także czeskie Aero L-159 Alca, jeden Let L-410 Turbolet oraz śmigłowce Mi 24 i Mi 17. Pogoda dopisała. Zapraszam do oglądania galerii zdjęć.

Nie samym chlebem, czyli Alpy Szwajcarskie


Na zakończenie opisu naszej podróży do Lombardii kilka zdjęć z drogi przez Alpy Szwajcarskie. Jechaliśmy drogami nr 3 i 27.

Nie samym chlebem czyli Villa Monastero w Varennie


Nad jeziorem Como, w miejscowości Varenna znajduje się zabytkowa posiadłość udostępniona dla zwiedzających – Villa Monastero. Spacer ogrodowymi alejkami był prawdziwą przyjemnością (pomimo niesprzyjającej pogody). Odwiedzającym okolice Jeziora Como polecamy zwiedzanie.

Nie samym chlebem, czyli Lombardia


Dla nas Lombardia to piękna kraina, wspaniałe widoki, przemili ludzie i liczne trattorie, bary i restauracje w których można dobrze zjeść i napić się włoskiego wina lub kawy przyrządzanej na wiele sposobów.

Nie samym chlebem, czyli Bergamo


Kolejnym miastem które odwiedziliśmy w tej podróży jest Bergamo. Zwiedzaliśmy stare miasto do którego można wjechać kolejką. Wąskie i kręte uliczki starego miasta zachęcają do powolnego spacerowania bez określenia kierunku. Liczne cukiernie sprawiają, że chcesz spróbować czegoś słodkiego. My spróbowaliśmy polenty – tutaj jest to słodki deser: dwa kawałki ciasta przedzielone warstwą kremu z zapewne sporą ilością alkoholu, otulone skorupką z masy przypominającej masę marcepanową. Bardzo smaczne

W Bergamo znajduje się sporo podziemnych parkingów na których można zostawić samochód. Cena za godzinę parkowania wynosi 2,20 ϵ.

 

Nie samym chlebem, czyli Mediolan


Niestety w Mediolanie byliśmy w czasie trwania wystawy światowej Expo 2015. Mnóstwo ludzi, mediów, policji, barier, płotów i wielu innych rzeczy. Miasto jest piękne. Dla zmotoryzowanych turystów świetnie zorganizowane. Dojechaliśmy samochodem do jednego z parkingów firmy ATM (tej która zarządza pracą metra). Listę takich parkingów znajdziesz na stronie www.atm.it Wielopoziomowy parking znajdował się bezpośrednio przy stacji metra, skąd można dojechać szybko, tanio i bezpiecznie w prawie każdy zakątek miasta. Bilet ważny przez 90 minut od chwili wejścia na stację kosztuje 1,50 ϵ. Dostępne są także bilety ważne cały dzień kosztujące 4, 50 ϵ. Koszt pierwszych 5 godzin parkowania samochodu na parkingu, to 2 ϵ.

W Mediolanie skupiliśmy się na odwiedzeniu Narodowego Muzeum Nauki i Techniki, w którym znajdują się drewniane modele skonstruowane na podstawie rysunków Leonarda da Vinci, a także eksponatu „dużego kalibru”.

W poszukiwaniu smaków podróży polecamy jedzenie w małych pizzeriach – tanio i smacznie. Zawsze należy jeść tam gdzie „lokalesi”. Bez względu na to jak źle wygląda lokal z zewnątrz, jeżeli wielu „tubylców” tam spożywa posiłki, to musi być dobre jedzenie 🙂

Nie samym chlebem, czyli Jeziora Alpejskie część II


Miasta leżące nad jeziorem Como są bardzo urocze. Wąskie uliczki zabudowane stylowymi kamieniczkami. Droga prowadząca wzdłuż jeziora miejscami jest tak wąska, że należy jechać ze złożonymi lusterkami. A Włosi bardzo luźno traktują przepisy drogowe – ograniczenia prędkości, linie ciągłe podwójne i zakazy wyprzedzania nie są wiążące. Pomimo tego myślę, że jeżdżą bezpiecznie, chociaż  samochodu mają bardzo często poobcierane 🙂

Podczas podróży odwiedziliśmy miasta: Menaggio, Como i Bellagio. Każde z nich ciekawe, zachęcające do spacerów wąskimi uliczkami lub promenadą nad jeziorem. Dla każdego coś fajnego.

W poszukiwaniu smaków podróży polecamy Risotto al Barolo con bocconcini di cinghiale – czyli risotto z ragout z dzika z winem Barolo.

Nie samym chlebem, czyli Jeziora Alpejskie część I


Podróż nad jezioro Como od dawna była naszym marzeniem. W tym roku postanowiliśmy je spełnić. Jako bazę wypadową wybraliśmy miejscowość Gravedona. Zadecydował czysty przypadek, ale nie żałujemy. Gravedona to urocze włoskie miasteczko leżące nad północną częścią jeziora. Co prawda pierwszego dnia pogoda niezbyt nam dopisała (padał deszcz i było dosyć chłodno), ale nam to wcale nie przeszkadzało. Zabytkowe uliczki i zaułki zachęcały nas do niespiesznego spaceru pod parasolem.

Pierwszym kulinarnym odkryciem tej wyprawy były doskonałe panini jakie zjedliśmy w fajnym barze Pasticceria Mastai w miejscowości Chiavenna, via Consoli 3. Panini było z szynką prosciutto i serem gorgonzola oraz z suszonym mięsem i rukolą. Wspaniałości. Tradycyjnie kilka zdjęć.

Nie samym chlebem, czyli zima w Beskidach


Dla spragnionych zimowych widoków, zamieszczam kilka zdjęć z dzisiejszej wyprawy w Beskidy.

Nie samym chlebem, czyli jeden dzień w Sighişoarze.


Kolejnym etapem urlopowej podróży jest historyczne miasto rumuńskie –  Sighişoara z przepiękną starówką wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Miasto znane jest też z tego, że urodził się w nim Wlad Palownik, słynny Drakula.  Spacer po kolorowych uliczkach Sighişoary to czysta przyjemność – tak w dzień jak i po zmroku. Zatrzymaliśmy się w bardzo fajnym hotelu „Villa Franca” zlokalizowanym w samym centrum miasta, kilka kroków od starówki. Jesteśmy zauroczeni miastem, jego klimatem, wąskimi uliczkami. Na pewno tu wrócimy.

Nie samym chlebem, czyli jeden dzień w Egerze.


Do wakacyjnej wizyty w Egerze zostaliśmy zachęceni przez Węgra spotkanego przypadkowo w Krakowie na Małym Rynku. Plan urlopowy obejmował włóczęgi po starówkach miast, postanowiliśmy więc odwiedzić Eger. Dotychczas w czasie urlopu jechaliśmy przed siebie, bez szczegółowego planu. Tym razem jednak, postanowiłem zarezerwować pokoje w hotelach na trasie naszej wyprawy. W Egerze był to hotel Korona – godny polecenia (dobra obsługa, smaczna kuchnia, korzystna lokalizacja). Sam Eger nie zrobił na nas takiego wrażenia jakiego oczekiwaliśmy, ale z pewnością przyczynił się do tego 34o upał i remont części zabytkowych uliczek. Na szczęście po długiej wędrówce trafiliśmy do Doliny Pięknej Pani – zielonej doliny i miejsca w którym zlokalizowane jest mnóstwo piwniczek z winami. W każdej z nich serwowane są produkowane tam  wina. Oprócz tego jest kilka restauracji, w których każdy znajdzie dla siebie coś smacznego. Na szczęście do centrum miasta nie trzeba wracać pieszo lub taksówką, ponieważ kursuje kilka „pociągów ulicznych” (takich jak i w naszych kurortach).

 

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Minaret w Egerze

Minaret w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Uliczka w Egerze

Posąg Pięknej Pani

Posąg Pięknej Pani

Piwniczki w Dolinie Pięknej Pani

Piwniczki w Dolinie Pięknej Pani

Piwniczka w Dolinie Pięknej Pani

Piwniczka w Dolinie Pięknej Pani

Eger

Eger

Nie samym chlebem, czyli jeden dzień w Tokaju.


W tym roku kierunkiem naszego wyjazdu urlopowego są: Węgry, Rumunia i Bułgaria. Zaczynamy od Tokaju. Tokaj to bardzo urocze, spokojne miasteczko, które darzymy ogromnym sentymentem i dlatego jest to początek naszego urlopu. Odnosimy nieodparte wrażenie, że czas płynie tu wolniej. Leniwie  spacerujemy po jego uliczkach, zaglądamy do winiarni, których jest tutaj bez liku. A w każdej z nich serwowane jest wiele gatunków tokaju.  Dodatkową atrakcją miasteczka jest duża ilość zamieszkałych bocianich gniazd. Zachęcamy do odwiedzin tego urokliwego miasteczka. Za każdym razem przyjeżdżając tutaj dopiero na miejscu znajdujemy bez żadnych problemów nocleg. W tym roku był to hotel (jakżeby inaczej) Tokaj.

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Sklepik w Tokaju

Sklepik w Tokaju – niestety zamknięty

Uliczka w Tokaju

Uliczka w Tokaju

Bociany w Tokaju

Bociany w Tokaju

Nie samym chlebem, czyli na Szrenicę


W czasie odpoczynku w Karkonoszach uznaliśmy, że kolejnym szczytem do zdobycia będzie Szrenica (1362). Postanowiliśmy zdobyć ją czerwonym szlakiem od strony Szklarskiej Poręby.  Samochód zostawiliśmy na parkingu przy drodze na Jakuszyce (pierwszy parking po prawej stronie jadąc od Szklarskiej Poręby – całodzienne parkowanie 15 zł.) Pogoda ciągle nam dopisuje, więc w drogę!

Idziemy razem z całym tłumem turystów – mam nadzieję, że oni wszyscy zostaną przy Wodospadzie Kamieńczyk (jakże się myliłem). Szlak początkowo wiedzie bardzo wyboistym traktem, lecz po przekroczeniu bram Karkonoskiego Parku Narodowego (wstęp 5 zł bilet normalny, 2,5 zł bilet ulgowy) staje się równiejszy. Tłumy turystów towarzyszą nam praktycznie na sam szczyt Szrenicy, więc i zdjęć szlaku jest tym razem mniej. Trasa jest męcząca, ale można odpocząć i posilić się w schronisku na Hali Szrenicy (od 1150 do 1300). Trudy wspinaczki na szczyt Szrenicy wynagradzają piękne widoki. Ponieważ na szczyt Szrenicy można wjechać kolejką linową, więc jest tam dosyć tłoczno.

Wracamy tą samą trasą. Do samochodu dochodzimy po 6 godzinach: marszu, przerw na odpoczynek i robienie zdjęć.

PS 1

Pozdrawiam serdecznie Największego Znanego Mi Miłośnika Szklarskiej Poręby (NZMMSP) – Tomka wraz z Jego Rodziną.

PS 2

Prawdopodobnie od września 2013 roku dostępny będzie zupełnie nowy szlak prowadzący na Szrenicę – doskonały powód żeby wrócić w Karkonosze!

Nie samym chlebem, czyli na Wysoką Kopę


Decydujemy się na zdobycie Wysokiej Kopy (1126) – najwyższego szczytu Gór Izerskich i jednego ze szczytów Korony Gór Polskich. Niestety, żaden ze szlaków nie prowadzi na szczyt Wysokiej Kopy, więc samo dojście na szczyt odbędziemy według wskazówek znalezionych sieci.  Zaczynamy w Szklarskiej Porębie. Samochód parkujemy trochę „na dziko” na osiedlu Podgórze. Zmiana butów i punktualnie o godzinie 11 w drogę!

Trasa na szczyt cały czas prowadzi czerwonym szlakiem – cały czas wspinamy się w górę i dochodzimy na Wysoki Kamień (1058) do schroniska. Schronisko jest bardzo niewielkie, z bardzo fajnym wystrojem wnętrza. Po krótkim odpoczynku ruszamy  dalej ciągle czerwonym szlakiem  w kierunku Zwaliska (1047). Na 15 minut przed Zwaliskiem do czerwonego szlaku dołączają zielony i niebieski, które prowadzą nas obok kamieniołomów. Kamieniołomy zostawiamy po prawej stronie i dochodzimy do asfaltowej drogi. Drogą idziemy około 10 minut, po czym skręcamy razem ze szlakiem czerwonym w prawo i wchodzimy na leśną ścieżkę. Z lasu wychodzimy na szutrową drogę i po następnych kilku minutach docieramy do szałasu. W tym miejscu opuszczamy czerwony szlak i wchodzimy na nieoznakowaną ścieżkę (na szałasie znajduje się ręcznie malowana strzałka wskazująca kierunek marszu). Na szczycie Wysokiej Kopy znajdują się tablice z nazwą szczytu i usypana kupka kamieni. Cała trasa jest bardzo urozmaicona – prowadzi szlakiem kamienistym, leśną ścieżką, drogą szutrową i nawet terenami bardzo podmokłymi. Wracamy tą samą drogą i do samochodu dochodzimy o godzinie 17. Jesteśmy zmęczeni i bardzo zadowoleni. Jak zwykle warto było.

Nie samym chlebem, czyli Skalne Miasto w Adrspach


Skalne Miasto w Adrspach (Czechy) jest doskonałym miejscem na niezbyt męczącą wyprawę. Doskonale zorganizowane trasy spacerowe, fantastyczne formy skalne to atuty zachęcające do zwiedzania.  W tym roku ceny:

  • parking dla samochodu osobowego – 100 koron
  • wstęp dla osoby dorosłej – 70 koron

Jako dodatkowa atrakcja oferowany jest rejs wieloosobową łódką po Skalnym Jeziorku (do którego dochodzi się długimi i wąskimi schodami w górę). Cena – 50 koron za osobę i kilkunastominutowe oczekiwanie w kolejce na stromych i wąskich schodach. Skorzystaliśmy, ale z mieszanymi uczuciami. Flisak obsługujący łódkę zabawiał nas dowcipnymi opowieściami – tyle że po czesku.  Zapraszam do galerii.

Nie samym chlebem, czyli na Śnieżkę


Karkonosze są piękne, dostojne, czasem tajemnicze. Tym razem nasz wybór padł na najwyższy szczyt Karkonoszy – Śnieżkę (1602). Trasa jest bardzo urozmaicona i prawie przez cały czas prowadzi bardzo wygodnym, często wyłożonym granitową kostką traktem. Jednak zawsze należy pamiętać, że Śnieżka zalicza się do gór wysokich i pogoda na niej może się zmienić w jednej chwili.  Śnieżka budzi respekt i wymaga szacunku.

Zapraszam do galerii.

Nie samym chlebem, czyli w Beskidzie Śląskim


Ponieważ temperatura ostatnich dni nie zachęca do wspinaczki górskiej, a chęć spędzenia dnia na wędrówce szlakami jest ogromna, postanowiliśmy zrealizować wyprawę „bez wysiłku”. Szlak którym wędrowaliśmy był już opisany, więc tym razem nie będzie opisu, nie będzie  rankingu kwaśnicowego. Będą same zdjęcia. Ale jak zawsze – warto było!

Nie samym chlebem, czyli Pilsko przez Halę Miziową


W ostatnim czasie zdobywamy szczyty Beskidu Żywieckiego. Tym razem wybór padł na Pilsko (1557). Plan jest taki: startujemy z Korbielowa żółtym szlakiem na Halę Miziową (1270) i dalej na szczyt Pilska (info na stronie szlaki.net.pl). Ponieważ trasa jest długa i dla nas wymagająca postanawiamy wyruszyć niezbyt późno. To w drogę!

W Korbielowie jesteśmy o 9.30. Samochód zostawiamy na fajnym parkingu – po wjeździe do miasta pierwsza przecznica w prawo. Zmiana butów i w drogę. Początek szlaku jest bardzo fajny – pierwsze kilkaset metrów to asfaltowa droga. Potem żółty szlak odchodzi w lewo i prowadzi dosyć wąską, kamienistą ścieżką. I tak w zasadzie wygląda jego zdecydowana większość. Wąska, kamienista ścieżka cały czas pnąca się w górę. Są w Beskidach szlaki, które zaczynają się „ostro, zdecydowanie” w górę. Ale potem są przyjemne, płaskie odcinki. Na żółtym szlaku na Pilsko tego nie znajdziecie – szlak wiedzie ciągle pod górę. Po ponad dwóch godzinach intensywnej wspinaczki dochodzimy do Hali Miziowej. Tu przerwa – w nagrodę za trud wspinaczki piwo (niestety tylko korporacyjne, więc bez zachwytu) i poszukiwanie kadrów. Pewnym niepokojem napawały nas pomruki grzmotów dochodzące gdzieś z daleka. Postanowiłem że obowiązki związane z rankingiem kwaśnicowym zrealizuję po zejściu ze szczytu Pilska. Po około 40 minutach ruszamy dalej. Na szczyt Pilska z Hali Miziowej można wejść żółtym lub czarnym szlakiem. My wybieramy szlak żółty. Jest on bardziej kręty, wyboisty, obfitujący w wystające korzenie, ale łagodniejszy w podejściu. Czarny szlak jest krótszy lecz bardziej stromy. Szczyt Pilska jest szczytem groźnym, podobnym do szczytu Babiej Góry. Pogoda tutaj zmienia się bardzo szybko i w dużej mierze jest nieprzewidywalna – dzień naszej wspinaczki był słoneczny, upalny, a jednak przy zejściu ze szczytu dosyć mocno padał deszcz. Myślę, że to właśnie było „sezonowe zmoczenie”. Po zejściu ze szczytu na Halę Miziową, chroniąc się przed deszczem wchodzimy do schroniska. Przyszła pora na obowiązki związane z PPRK (Pierwszym Polskim Rankingiem Kwaśnicowym) – opis poniżej. Po konsumpcji ruszamy dalej zielonym szlakiem w kierunku Korbielowa. I ta część szlaku po początkowym płaskim odcinku, prowadzi ciągle dosyć stromo w dół. Szlak w przeważającej większości wiedzie wzdłuż wyciągów i tras narciarskich (więc zimą zapewne niedostępnych dla pieszych). Po 7 godzinach spędzonych na szlaku wracamy do samochodu bardzo zmęczeni, ale jak zwykle zadowoleni. Warto było!

Kwaśnica serwowana w schronisku na Hali Miziowej jest z kawałkiem (niezbyt dużym) żeberek i jednym ziemniakiem. Bez przypraw, bez charakterystycznego posmaku, z niewielką zawartością kapusty. W sumie – bardzo podobnie do dania w schronisku na Przełęczy Przegibek.

Notowania Pierwszego Polskiego Rankingu Kwaśnicowego:

pierwsze miejsce – bezkonkurencyjna kwaśnica ze schroniska na Błatniej;

drugie miejsce – kwaśnica w schronisku na Wielkiej Raczy;

trzecie miejsce – kwaśnica w Ranczu na Błatniej;

czwarte miejsce – kwaśnica na świńskim ryju w Zbójnickiej Chacie na stoku Równicy

piąte miejsce – schronisku na Magurce Wilkowickiej;

szóste miejsce – kwaśnica w schronisku na Stożku;

siódme miejsce – kwaśnica z żeberkiem w schronisku na Przełęczy Przegibek;

ósme miejsce – kwaśnica w schronisku na Hali Miziowej;

dziewiąte miejsce – kwaśnica (a raczej kapuśniak) w schronisku na Klimczoku.

PS.

Jeżeli Drogi Czytelniku jesteś smakoszem żurku o smaku bliżej nieokreślonym, pozbawionym tak pożądanej kwaśności, bogatym w mąkę zagęszczającą danie do niewyobrażalnych rozmiarów – to będąc w schronisku na Hali Miziowej trafiłeś do „żurkowego nieba”. Tylko raczej nie marudź na szlaku i spiesz się do domu, bo może być za późno…

Nie samym chlebem czyli, na Wielką Raczę ponownie


Pierwsza wyprawa na Wielką Raczę opisana tu z powodu deszczu nie była w pełni zrealizowana. Ponieważ na początku lipca pogoda dopisywała, postanowiliśmy zrealizować cały plan wędrówki i powróciliśmy na żółty szlak rozpoczynający się od Rycerki Górnej do Wielkiej Raczy, dalej czerwonym szlakiem do Przełęczy Przegibek i powrót zielonym szlakiem do Rycerki Górnej. Cały szlak jest bardzo przyjemny i zalicza się do naszych ulubionych.

Ponieważ opis szlaku już był, bez zbędnej zwłoki zapraszam do galerii.

Realizując obowiązki związane z prowadzeniem Pierwszego Polskiego Rankingu Kwaśnicowego, musiałem zjeść kwaśnicę w schronisku na Przełęczy Przegibek. Wybrałem opcję „na bogato” – Kwaśnica z żeberkiem. Hm… to raczej słabo doprawiony kapuśniak z bardzo małym kawałkiem (krótki, dwukostny) żeberek, które sprawiły, że ta kwaśnica wyprzedziła danie serwowane w schronisku na Klimczoku.

Notowania Pierwszego Polskiego Rankingu Kwaśnicowego:

pierwsze miejsce – bezkonkurencyjna kwaśnica ze schroniska na Błatniej;

drugie miejsce – kwaśnica w schronisku na Wielkiej Raczy;

trzecie miejsce – kwaśnica w Ranczu na Błatniej;

czwarte miejsce – kwaśnica na świńskim ryju w Zbójnickiej Chacie na stoku Równicy

piąte miejsce – schronisku na Magurce Wilkowickiej;

szóste miejsce – kwaśnica w schronisku na Stożku;

siódme miejsce – kwaśnica z żeberkiem w schronisku na Przełęczy Przegibek;

ósme miejsce – kwaśnica (a raczej kapuśniak) w schronisku na Klimczoku.

Spaghetti alla Carbonara


Oto szybki przepis na szybki obiad. W roli głównej makaron spaghetti, bekon i ser mascarpone. Przepis zaczerpnięty z opakowania sera mascarpone.

Dla dwóch osób potrzeba:

  • makaron Spaghetti w odpowiedniej ilości,
  • 100 g wędzonego bekonu,
  • 125 g sera mascarpone,
  • 1 jajko i 1 żółtko,
  • łyżka tartego parmezanu,
  • masło,
  • sól, pieprz.

Utrzyj jajko i żółtko z Mascarpone na gładką masę. Dopraw solą i pieprzem. Bekon pokrój w drobną kostkę i usmaż na patelni z dodatkiem niewielkiej ilości masła. Makaron ugotuj al dente. Ugotowane, gorące spaghetti przełóż na patelnię z bekonem i dodaj utartą masę z mascarpone. Delikatnie wymieszaj i posyp tartym parmezanem. Gotowe.

Nie samym chlebem czyli IX Małopolski Piknik Lotniczy w Krakowie


W dniach 29-30 czerwca na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie odbył się IX Małopolski Piknik Lotniczy. Już po mojej bytności na VII Pikniku w 2011 roku odgrażałem się że to ostatni raz. Ostatni raz bo coraz mniej samolotów prezentowanych w locie, bo samoloty latają coraz wyżej, bo ciężko zrobić zdjęcie samolotu w locie z fajnym tłem, bo …

Ale pomimo tych wszystkich „bo” i tak zawsze jadę w kolejnym roku, bo atmosfera fajna, a w tym roku mogłem się także piwa napić (dziękuję Córeczko za transport) i to w doborowym towarzystwie (dziękuję Wojtku).

Z powodu tych wszystkich „bo” zdjęć samolotów jest mało, a na publikację zdjęć ludzi potrzebna jest ich zgoda, więc zdjęć z ludźmi też jest mało.

Nie samym chlebem, czyli na Skrzyczne pieszo


Na Skrzycznem (1257) byliśmy już kilka razy, lecz zawsze na szczyt dojeżdżaliśmy wyciągiem krzesełkowym ze Szczyrku. Tym razem jest plan – WEJDZIEMY na Skrzyczne. Wybór padł na niebieski szlak od strony Lipowej. Dalej pójdziemy zielonym szlakiem przez Małe Skrzyczne (1211) na Malinowską Skałę (1152) i zejdziemy do Lipowej żółtym szlakiem. Do pokonania mamy 716 metrów różnicy wzniesień. To w drogę.

Już na wstępie wystąpiły komplikacje. Okazało się, że budowa trasy S69 spowodowała zamknięcie drogi dojazdowej do miejsca naszego startu na szlak i musieliśmy szukać innego dojazdu. Bez zbędnych opisów – chętni do marszu tym szlakiem powinni kierować się do hotelu Zimnik w Lipowej (GPS, mapa, koniec języka przyjacielem każdego rozsądnego kierowcy). Na miejscu, tuż za parkingiem „Tylko dla gości hotelu” znajduje się duży parking zbudowany przez Lasy Państwowe, gdzie można zostawić samochód. Na miejscu jesteśmy dosyć późno, bo na szlak ruszamy o 12.10.

Początek niebieskiego szlaku jest … dla nas bardzo wymagający. Ostro pod górę. Nie tracimy hartu ducha i raźno maszerujemy. Po trudnym początku są bardzo przyjemne, prawie poziome odcinki. Po ponad dwóch godzinach wspinaczki zdobywamy Skrzyczne. Nagrodą za wysiłek jest piwo Brackie (browar z Cieszyna, bardzo dobre) i odpoczynek na trawie. Oczywiście, po piwie czas na kolejny Test Kwaśnicowy. I tu rozczarowanie – w schronisku na Skrzycznem NIE MA KWAŚNICY! Po otrząśnięciu się z ogromnego rozczarowania szybka decyzja – poproszę żurek. Jeżeli kiedyś przystąpię do tworzenia Pierwszego Polskiego Rankingu Żurkowego, to ten ze schroniska na Skrzycznem będzie miał wysoką pozycję. Był bardzo smaczny – gorąco polecam!

Po konsumpcji i odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Zielony szlak do Malinowskiej Skały jest nam doskonale znany i na miejsce docieramy po godzinie szybkiego marszu. Stąd schodzimy do Lipowej żółtym szlakiem. Sprawia on wrażenie bardzo rzadko uczęszczanego  – prowadzi wąską, zarośniętą ścieżką żeby później przejść w bardzo kamienistą i gliniastą górską drogę. Ostatni odcinek szlaku (około 4 km) wiedzie asfaltową drogą.

Po ponad 6 godzinach i ponad 15 km marszu dotarliśmy do samochodu – zmęczeni i bardzo zadowoleni. I jak zawsze – warto było.

Nie samym chlebem, czyli na Wielką Raczę


Ostatnio pogoda nas nie rozpieszcza, a ochotę na wędrówkę mamy przeogromną. Trudno … Ryzykujemy wyjazd. Plan jest świetny – w Beskidzie Żywieckim wejście żółtym szlakiem od strony Rycerki Górnej na Wielką Raczę (1236), dalej szlakiem czerwonym do Przełęczy Przegibek (990) i zejście do Rycerki szlakiem zielonym. Niestety pogoda była bezlitosna, więc wędrówka ograniczyła się do wejścia na Wielką Raczę i powrotu tą samą drogą. No nic – jest to doskonały powód do powrotu na ten szlak. To w drogę.

Dojazd samochodem nie sprawia żadnych trudności – od Bielska-Białej drogą S69 kierujemy się na Żywiec, dalej na Węgierską Górkę i Milówkę. W Milówce skręcamy na Rajczę i droga sama prowadzi nas do Rycerki (najpierw Dolnej, a potem Górnej). Dojeżdżamy prawie do samego końca drogi (bo stoi znak zakazu ruchu) i tu niespodzianka – wspaniale przygotowany, wyasfaltowany parking na kilkanaście samochodów. Na dzień dzisiejszy parking bezpłatny, ale kto wie, kto wie …

Troszkę, ale to tylko troszkę pada. Szybka decyzja – idziemy w góry, najwyżej zawrócimy. Start o godzinie 11.00. Dodatkową atrakcją w tym dniu jest wyścig kolarzy MTB, więc często musimy schodzić im z drogi, ups… ze szlaku. A żółty szlak na Wielką Raczę bardzo nam się spodobał – jest dobrze utrzymany, niezbyt męczący i zapewne dosyć widokowy, ale o tym przekonamy się następnym razem, gdy nie będzie chmur, mgły i nie będzie padało.

Po 2 godzinach spokojnego marszu docieramy na szczyt – oooooo, co za widoki zapierające dech w piersiach! Nagrodą za wspinaczkę jest piwo. Miałem nadzieję na obecność jakiegoś słowackiego browaru, ale niestety, skończyło się na piwie krajowym z dużego browaru i to tylko butelkowanym.

Realizując obowiązki prowadzącego Pierwszy Polski Ranking Kwaśnicowy (w skrócie PPRK) odbyło się również smakowanie kwaśnicy. Zdecydowanie polecam, żadna tam przemysłowa produkcja – dobrze doprawiona, odpowiednio kwaśna, z ziemniakami i wędzonką. W rankingu miejsce drugie!

Po konsumpcji i odpoczynku, niezbyt zmęczeni wracamy do samochodu tym samym szlakiem. Na pewno jeszcze tu wrócimy, bo szlak jest bardzo fajny. No i jak zawsze – warto było.

Pierwszy Polski Ranking Kwaśnicowy:

  • pierwsze miejsce – bezkonkurencyjna kwaśnica ze schroniska na Błatniej;
  • drugie miejsce – kwaśnica w schronisku na Wielkiej Raczy;
  • trzecie miejsce – kwaśnica w Ranczu na Błatniej;
  • czwarte miejsce – kwaśnica na świńskim ryju w Zbójnickiej Chacie na stoku Równicy
  • piąte miejsce – schronisku na Magurce Wilkowickiej;
  • szóste miejsce – kwaśnica w schronisku na Stożku;
  • siódme miejsce – kwaśnica (a raczej kapuśniak) w schronisku na Klimczoku.

PS.

Moniko, Wojtku i Bartusiu – to był tylko niewinny, lekko nas moczący, taki padający od czasu do czasu deszczyk. Sezonowe Przemoczenie jeszcze przed nami 🙂

PS 2.

Relację z powrotu na szlak znajdziesz tu

Tagliatelle z szynką parmeńską


Makarony zawsze są chętnie witanym gościem na naszym stole. Nie inaczej było i tym razem – pyszne i bardzo szybkie w przygotowaniu tagliatelle z szynką parmeńską. Bez zbędnych gadek – do dzieła!

Dla trzech osób potrzeba:

  • 4 plastry szynki parmeńskiej (patrz krótkie wyjaśnienie poniżej)
  • odrobina oleju do smażenia
  • 6 pomidorków cherry
  • 3 suszone pomidory
  • 2 średnie ząbki czosnku
  • 200 ml śmietany 30%
  • sól, pieprz
  • makaron tagliatelle w ilości odpowiedniej
  • parmezan
  • świeża bazylia do dekoracji.

Na początek krótkie wyjaśnienie – za każdym razem gdy w przepisie występuje szynka parmeńska, ja z powodzeniem zastępuję ją szynką szwarcwaldzką. Jest dostępna w każdym markecie i smakuje wyśmienicie.

Makaron tagliatelle ugotuj al dente. Plastry szynki pokrój na małe kawałki i podsmaż chwilę na rozgrzanym oleju. Dodaj pokrojone na ćwiartki pomidorki cherry, pokrojone w paseczki suszone pomidory i drobno posiekany czosnek. Smaż chwilę i wlej śmietanę. Gotuj na małym ogniu, aż sos się trochę zredukuje. Dopraw solą i pieprzem. Gotowanie sosu nie może trwać zbyt długo, ponieważ pomidorki cherry mogą się całkowicie rozgotować i zostanie z nich tylko nieapetyczna skórka. Gdy sos będzie gotowy, dodaj do niego makaron, dokładnie wymieszaj i nakładaj na talerze. Danie posyp płatkami parmezanu i udekoruj listkami bazylii. Gotowe.

Kurczak ze śliwkami na słodko


Zupełnie przypadkiem – podczas przerwy w podróży – obejrzałem w telewizji program kulinarny, w którym znany prowadzący (słynący z jakiejś akcji z fartuchem) przyrządził danie „Kawałki kurczaka ze śliwkami na słodko”. Spodobało mi się i po powrocie do domu odszukałem ten przepis w „globalnych zasobach”. Czytając składniki spotkało mnie pierwsze zaskoczenie – potrzeba 20 ml sosu śliwkowego. Drugie zaskoczenie spotkało mnie w markecie w którym zawsze wszystko jest – sosu śliwkowego nie ma i nigdy nie było (chociaż w sklepach internetowych jest dostępny). Na szczęście niezawodny „Wujek G…” podał kilka różnych przepisów na sos śliwkowy.

Aby przygotować danie główne, musiałem wcześniej zrobić sos. Ten poniżej jest moją własną kompilacją kilku przepisów znalezionych w sieci. Do dzieła!

Na sos śliwkowy potrzeba:

  • 20 dag suszonych śliwek,
  • łyżka świeżo tartego imbiru,
  • 2 szalotki,
  • odrobina oleju do smażenia,
  • szklanka białego wina (półwytrawne lub półsłodkie),
  • 2 łyżki sosu sojowego,
  • łyżka miodu,
  • świeżo mielony czarny pieprz.

Na patelni zeszklij drobno posiekane szalotki i dodaj pokrojone na ćwiartki suszone śliwki. Podlej połową wina, przykryj i duś na małym ogniu. Gdy śliwki będą już miękkie, dodaj starty imbir, sos sojowy, miód, dopraw pieprzem i wlej pozostałe wino. Ponownie przykryj i duś aż do momentu gdy śliwki będą całkowicie rozgotowane (w międzyczasie jeżeli ciecz odparuje, możesz dolać trochę wody). Gdy zawartość patelni trochę przestygnie zmiksuj ją blenderem. W tym momencie powinieneś Drogi Czytelniku dojść do tego samego wniosku co ja – zamiast śliwkowego sosu przygotowałeś śliwkową pastę. Nic nie szkodzi. Ilością przygotowanej pasty także się nie przejmuj – to co zostanie możesz zapasteryzować w małych słoiczkach na później.

Na danie główne dla 2-3 osób potrzeba:

  • 6 podudzi z kurczaka,
  • 20 ml sosu śliwkowego (ja dałem dwie łyżki „mojej” pasty śliwkowej),
  • 3 łyżki miodu,
  • 1 ząbek czosnku,
  • 2 szalotki,
  • pęczek rzodkiewek,
  • 100 g pieczarek,
  • 3 duże śliwki (na szczęście w marketach można je kupić przez cały rok),
  • posiekany szczypiorek,
  • 100 ml białego wina,
  • imbir mielony,
  • kurkuma mielona,
  • olej,
  • sól, świeżo mielony czarny pieprz.

W naczyniu żaroodpornym ułóż podudzia, posyp je solą, pieprzem, kurkumą i imbirem. Polej olejem i dokładnie „wytarzaj” kawałki kurczaka w tych przyprawach i obsmaż je na rozgrzanej patelni na złoty kolor.

Do pozostałych w naczyniu żaroodpornym przypraw wlej 2 łyżki miodu, wymieszaj i przełóż do niego obsmażone kawałki kurczaka. Patelnię ze smażenia „wypłucz” połową wina i wlej je do naczynia z mięsem.

Mięso wstaw do piekarnika nagrzanego do 180oC na około 35 minut.

Gdy kurczak jest w piekarniku kilka rzodkiewek pokrój na połówki i wrzuć je na osolony wrzątek na nie więcej niż 1 minutę. Odcedź i odstaw do wystygnięcia.

Na dużej patelni rozgrzej odrobinę oleju i zeszklij drobno posiekane szalotki. Dodaj pieczarki pokrojone w ćwiartki, dopraw solą i pierzem.

Po kilku minutach dodaj śliwki pokrojone w ćwiartki (jeżeli duże to w ósemki) i dolej pozostałe wino. Smaż chwilę i dodaj drobno posiekany czosnek, łyżkę miodu i 2 łyżki pasty śliwkowej (lub sos śliwkowy jeżeli kupiłeś gotowy). Całość wymieszaj na patelni, trochę odparuj i odstaw na kilka minut.

Gdy wyjmiesz podudzia z piekarnika, przełóż je na patelnię z sosem, wlej także tłuszcz który powstał w naczyniu żaroodpornym. Posyp drobno posiekanym szczypiorkiem i podgrzewaj kilka minut.

W tym czasie na osobnej patelni rozgrzej olej i wrzuć połówki rzodkiewki, dopraw je solą, pieprzem i smaż przez kilka chwil.

Kurczaka nałóż na  talerze, dodaj sos z patelni i smażone rzodkiewki. Podawaj z czym chcesz – na pierwszy raz polecam bez dodatków. Gdy spróbujesz, zdecydujesz z czym będzie najlepszy. Gotowe.

PS.

Oryginalny przepis znajdziesz na stronie doradcasmaku.pl.

Nie samym chlebem, czyli od Brennej na Równicę i z powrotem


Sezon wędrówkowy 2013 został przez nas oficjalnie otwarty. Po beznadziejnie długiej zimie nadeszły cieplejsze dni, więc ruszamy na szlak. Jako cel pierwszej w tym roku wędrówki wybraliśmy szlak niezbyt długi, jednakże dosyć wymagający (ze względu na kilkumiesięczną bezczynność) – zielony szlak od Brennej na Równicę (884). Powrót tą samą drogą. W linku znajdziesz Drogi Czytelniku ”szczegóły techniczne” trasy ze strony szlaki.net.pl – Szczegóły techniczne To w drogę.

Początek tego szlaku znajduje się przed centrum Brennej – jadąc samochodem od trasy S-1, po lewej stronie drogi znajduje się stacja paliw BP i w tym samym miejsce odchodzi w prawo boczna droga (zaraz za apteką). Po przejechaniu około 100 metrów zatrzymujemy się na niedużym parkingu koło jakiegoś budynku użyteczności publicznej (chyba ośrodek zdrowia). Zmiana butów i maszerujemy. Początkowo kilkaset metrów wzdłuż asfaltowej (bardzo dziurawej) drogi. Tuż za mostem na rzece Brennica skręcamy w prawo na polną drogę. I po kolejnych kilkuset metrach rozpoczyna się wspinaczka. W dolinie zima zasadniczo ustąpiła. Jednakże w wyższych partiach Beskidów nadal utrzymuje się pokrywa ciężkiego, mokrego śniegu, który momentami dosyć skutecznie utrudniał naszą wspinaczkę.

Ze szczytu Równicy roztacza się piękny widok, niestety zawsze panuje tam tłok, ponieważ od strony Ustronia można dojechać samochodem. Niezrażeni ilością zmotoryzowanych „turystów” zasiedliśmy w Zbójnickiej Chacie, aby zgodnie z tradycją skosztować kwaśnicy, która według opisu w menu jest „kwaśnicą na świńskim ryju”. Werdykt – smaczna, bogata w ziemniaki i dosyć drobno pokrojoną wędzonkę. Niestety moim zdaniem troszkę za słona, ale za to pieczywo podawane do kwaśnicy jest świeże, ciepłe i z chrupiąca skórką. Tak więc kwaśnica ze Zbójnickiej Chaty lokuje się na trzecim miejscu mojego „Rankingu kwaśnicowego”.

Do samochodu wróciliśmy po ponad 4 godzinach wędrówki, konsumpcji, odpoczynku i przerw na robienie zdjęć. I oczywiście – warto było!

Ranking kwaśnicowy:

  • pierwsze miejsce – bezkonkurencyjna kwaśnica ze schroniska na Błatniej;
  • drugie miejsce – kwaśnica w Ranczu na Błatniej;
  • trzecie miejsce – kwaśnica na świńskim ryju w Zbójnickiej Chacie na stoku Równicy
  • czwarte miejsce – schronisku na Magurce Wilkowickiej;
  • piąte miejsce – kwaśnica w schronisku na Stożku;
  • szóste miejsce – kwaśnica (a raczej kapuśniak) w schronisku na Klimczoku.

Sznycle w płaszczykach ziemniaczano-serowych


Zdarzają się takie dni, kiedy mam trochę więcej czasu i chciałbym przygotować coś prostego a jednocześnie „innego”. Do takiej roli idealnie pasują sznycle w płaszczykach ziemniaczano-serowych. Oto przepis z domowego archiwum. Do dzieła!

Na trzy osoby potrzeba:

  • średniej wielkości pierś kurczaka,
  • 6-8 średniej wielkości ziemniaków,
  • jajko,
  • cebula,
  • 2 łyżki mąki,
  • 10 dag twardego żółtego sera,
  • szczypiorek,
  • sól, świeżo mielony czarny pieprz,
  • opcjonalnie tarta bułka,
  • masło i olej do smażenia.

Ziemniaki wyszoruj, zalej osolonym wrzątkiem i ugotuj w mundurkach. Odcedź, ostudź i obierz. Zetrzyj na tarce o grubych oczkach. Dodaj do ziemniaków drobno posiekaną cebulę, szczypior, mąkę, jajko i starty też na grubych oczkach żółty ser. Dopraw solą i świeżo mielonym czarnym pieprzem. Wyrób dokładnie masę. Jeżeli wyrabiana masa będzie kleiła się do rąk, dodaj łyżkę lub dwie tartej bułki.

Pierś kurczaka przekrój wzdłuż na pół i delikatnie rozbij mięso tłuczkiem. Połówki piersi pokrój na mniejsze kawałki (sznycelki). Dopraw solą i pieprzem, obsmaż na maśle.

Tak przygotowane sznycelki oklej z obu stron masą ziemniaczano-serowo-cebulowo-szczypiorkową i usmaż na złoto na mocno rozgrzanym oleju. Do tego celu wykorzystaj patelnię, na której nic nie przywiera – to pozwoli uniknąć problemów ze smażeniem. Gotowe. Smacznego.

Gruszki z sosem czekoladowym


Gruszki dostępne są przez cały rok. Oczywiście latem, w pełni sezonu są słodkie i soczyste. Te dostępne zimą … doskonale nadają się na wykwintny deser z czekoladą. Do dzieła!

Na cztery porcje potrzeba:

  • 4 równe, twarde, dosyć duże gruszki,
  • szklanka cukru,
  • sok z cytryny,
  • pół laski wanilii (lub opakowanie cukru waniliowego),
  • tabliczka gorzkiej czekolady,
  • ½ szklanki śmietany kremówki,
  • łyżka rumu,

do dekoracji:

  • płatki migdałowe,
  • listki mięty.

Gruszki umyj, osusz i wydrąż gniazda nasienne. Następnie obierz je cienko ze skórki i skrop sokiem wyciśniętym z cytryny.

Zagotuj wodę z cukrem i przekrojona laską wanilii lub cukrem waniliowym. Do syropu włóż gruszki i gotuj je na bardzo małym ogniu przez około 10 minut, uważając, by się nie rozgotowały, a jedynie delikatnie obgotowały. Następnie ostudź je, pozostawiając w syropie.

Pora na sos czekoladowy. Czekoladę drobno posiekaj. Przełóż ją do rondelka i stop w kąpieli wodnej (dla niewtajemniczonych – rondelek wstaw do większego garnka z wodą, który podgrzewaj). Do czekolady dodaj kilka łyżek wody i łyżkę rumu. Wymieszaj. Gdy czekolada się rozpuści dodaj śmietanę i ponownie wymieszaj.

Ostudzone gruszki ustaw na talerzykach, polej je sosem czekoladowym i udekoruj płatkami migdałowymi i listkami mięty. Gotowe.

PS 1

Przepis pochodzi z jakiegoś czasopisma.

PS 2

Na życzenie moich najaktywniejszych Czytelników – Moniki i Wojtka – zamieszczam więcej zdjęć 🙂

Köttbullar


Zapewne każdy, kto choć raz odwiedził restaurację w pewnej szwedzkiej sieci handlowej sprzedającej meble spróbował köttbullar – narodowego dania Szwedów, czyli niewielkich pieczonych kulek z mięsa mielonego. Tradycyjnie podawane są z borówkami. Oto trochę zmodyfikowany przeze mnie przepis jaki znalazłem w gazecie Claudia – köttbullar z sosem pomidorowym. Do dzieła więc!

Na cztery osoby potrzeba:

Köttbullar

Köttbullar 

  • 60 dag mięsa mielonego,
  • 1 kajzerka,
  • szklanka mleka,
  • 1 cebula,
  • 1 jajko,
  • 1 łyżka musztardy,
  • mielone ziele angielskie,
  • mielony imbir, gałka muszkatołowa,
  • sól, pieprz,
  • oliwa;

Na sos:

  • 1 puszka pomidorów pelati,
  • 1 cebula,
  • ½ szklanki dowolnego bulionu,
  • natka pietruszki,
  • sól, pieprz, oliwa.

Kajzerkę zalej mlekiem i odstaw na kilkanaście minut. Cebulę drobno posiekaj i zeszklij na odrobinie oliwy. Dodaj do mięsa razem z odciśniętą kajzerką, jajkiem i musztardą. Dopraw do smaku solą, pieprzem, imbirem i gałką muszkatołową. Dokładnie wymieszaj. Ja mięso mielone zazwyczaj przygotowuję dzień wcześniej – niech się przegryza.

Z mięsa formuj nieduże kuleczki (mniejsze od naszych klopsików) i układaj je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Blachę wsuń do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piecz je przez 30 minut.

W tym czasie przygotuj sos pomidorowy. Na patelni zeszklij drobno posiekaną cebulę. Dodaj drobno pokrojone pomidory z puszki. Chwilę przesmażaj, a następnie dodaj zalewę i bulion. Dopraw solą i pieprzem, przykryj i duś na niewielkim ogniu. Przed podaniem sos posyp drobno posiekaną natką pietruszki. Gotowe.

Köttbullar możesz podawać na wiele sposobów: z ziemniakami, makaronem, frytkami, pieczywem. Z sosem podawanym osobno, zalane i podgrzane w sosie – jak widzisz Drogi Czytelniku, możesz dać upust swojej wyobraźni kulinarnej i gustom smakowym. Danie jest łatwe, szybkie i doskonałe w smaku.

Farfalle z kurczakiem i pepperoni w sosie marinara


Zupełny przypadek sprawił, że na stole ponownie zagościły farfalle. Ale czy jest w tym coś niestosownego? W ostatnim czasie miałem okazję próbować farfalle z kurczakiem i peperoni w sieciowej restauracji. Smaczne były, więc postanowiłem zrobić podobne w domu. Do dzieła!

Farfalle z kurczakiem i pepperoni w sosie marinara

Farfalle z kurczakiem i pepperoni w sosie marinara

Na dwie głodne osoby potrzeba:

  • makaron farfalle – ½ opakowania,
  • jedna duża lub dwie małe piersi z kurczaka,
  • średnia cebula,
  • 15 dag wędzonego bekonu,
  • po 3-4 plastry kiełbasy pepperoni na osobę,
  • starty żółty ser;

Na sos marinara:

  • 1 puszka pomidorów,
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego,
  • 2 łyżki świeżo posiekanej natki pietruszki,
  • 1 ząbek czosnku,
  • 1 łyżeczka suszonego oregano,
  • ½ łyżeczki soli,
  • ¼ łyżeczki czarnego pieprzu,
  • oliwa,
  • 1 mała cebula,
  • ½ szklanki białego wina.

Zaczynamy od przygotowania sosu marinara. Otwórz butelkę wina i nalej pół szklanki i odpowiedni kieliszek. Sprawdź organoleptycznie czy wino w kieliszku ma odpowiedni smak. Pomidory z puszki, koncentrat pomidorowy, posiekaną natkę, czosnek przeciśnięty przez praskę, sól i pieprz włóż do rondla i starannie zmiksuj. Na patelni rozgrzej odrobinę oleju i zeszklij cebulę. Do cebuli dodaj zmiksowane z dodatkami pomidory. Podgrzej, dodaj pół szklanki wina i duś na wolnym ogniu przez około 30 minut od czasu do czasu mieszając.

Racząc się winem, bekon pokrój w drobną kostkę i przesmaż razem z drobno posiekaną cebulą. Piersi z kurczaka pokrój w niedużą kostkę, oprósz solą i świeżo zmielonym pieprzem, usmaż ładnie rumieniąc. Farfalle ugotuj według przepisu na opakowaniu.

Do naczynia żaroodpornego (polecam takie „jednoosobowe” naczynia) nałóż luźną warstwę farfalli, posyp kurczakiem, ponownie farfalle, bekon z cebulą, farfalle, ponownie kurczak, polej niezbyt obficie sosem i farfalle. Posyp obficie startym żółtym serem i połóż plastry kiełbasy pepperoni (może być także zwykłe salami).

Danie wstaw do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i zapiekaj przez 15-20 minut. Gotowe.

 PS.

Jeżeli zostanie Ci Drogi Czytelniku sosu marinara, to wlej go do słoiczka i zapasteryzuj. Będziesz mógł go wykorzystać w późniejszym czasie.

Farfalle z kurczakiem w sosie z niebieskiego sera


Połączenie makaronu z kurczakiem niezmiennie zapowiada smaczne danie. Nie inaczej jest i tym razem – makaron, kurczak, sos. Do dzieła!

Na dwie osoby potrzeba:

Farfalle z kurczakiem w sosie z niebieskiego sera

Farfalle z kurczakiem w sosie z niebieskiego sera

  • jedna duża lub dwie małe piersi z kurczaka,
  • średnia cebula,
  • 200 g sera pleśniowego Lazur (lub innego pleśniowego),
  • 6 łyżek śmietany,
  • świeżo zmielony czarny pieprz,
  • oliwa.

Mięso pokrój w kostkę, oprósz świeżo zmielonym pieprzem i przyrumień na łady kolor. Cebulę drobno posiekaj i zeszklij na dużej patelni. Dodaj mięso i duś razem pod przykryciem przez kilka minut. W tym czasie ugotuj farfalle według przepisu na opakowaniu. Do mięsa i cebuli dodaj śmietanę, dokładnie wymieszaj i chwilę podgrzewaj. Teraz pokrusz na patelnię ser i pozwól mu się rozpuścić. Ser pleśniowy jest słonawy, więc bardzo rozważnie dodawaj soli (ja nie daję wcale).

Gdy makaron się ugotuje, odcedź go i wymieszaj z kurczakiem i sosem na patelni. Gotowe.

Babeczki renifery


Babeczki renifery idealnie pasują na stół świąteczny. Świetny przepis z gatunku „Wychodzi Zawsze i Każdemu”. O uroczym efekcie końcowym nawet nie wspominam – ten widać na zdjęciu.

Na 12 sztuk potrzeba:

  • 12 papilotek (to takie papierowe foremki do babeczek),
  • 100 g gorzkiej czekolady,
  • 100 g masła,
  • 150 g mąki (to niepełna szklanka),
  • 150 g cukru (to również niepełna szklanka),
  • szczypta soli,
  • płaska łyżeczka cynamonu,
  • 2 jajka;

do dekoracji:

  • 100 ml śmietany kremówki,
  • łyżka cukru pudru,
  • 50 g serka mascarpone,
  • odrobina soku z cytryny,
  • precelki i kolorowe draże.

Czekoladę połam na kawałki i roztop z masłem w kąpieli wodnej. Odstaw do ostygnięcia. Mąkę połącz z cukrem, solą i cynamonem. Dodaj masę czekoladową, jajka i dokładnie wymieszaj. Ciasto będzie bardzo gęste, ale tym się nie przejmuj – jest takie jak powinno być. Formę do babeczek wyłóż papilotkami. Masę nałóż do papilotek, tak aby sięgała do 2/3 ich wysokości. Wstaw do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piecz przez 20 minut. Po upieczeniu odstaw do wystygnięcia.

Kremówkę ubij na sztywno z cukrem pudrem i wymieszaj z serkiem. Dopraw sokiem z cytryny i wstaw do lodówki na 30 minut. Kremem posmaruj babeczki, z przełamanych precelków zrób rogi renifera, a z draży nosy i oczy. Gotowe.

Przepis pochodzi z gazety Claudia.

Faszerowane ziemniaki


Przepis prosty, ale czasochłonny, pozwalający wprowadzić do kuchni odrobinę nowego smaku tak dobrze znanych nam wszystkim ziemniaków.

Do dzieła więc!

Na dwie głodne osoby potrzeba:

  • 4 duże ziemniaki,
  • mała cukinia,
  • pomidor,
  • 18-20 oliwek,
  • łyżka masła,
  • 4 plastry żółtego sera,
  • ząbek czosnku,
  • 2 łyżki oliwy,
  • 3 łyżki majonezu,
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego lub gęstej śmietany,
  • sól, świeżo mielony czarny pieprz, pieprz cayenne.

Cukinię umyj, pomidora natnij na krzyż i sparz wrzątkiem. Cukinię ze skórą pokrój w drobną kostkę. Oliwki osączone z zalewy pokrój w drobną kostkę. Pomidora obierz ze skóry i pokrój – a jakże – w drobną kostkę. Dodaj oliwę, dopraw solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, dokładnie wymieszaj.

Ziemniaki wyszoruj – nie obieraj ich. Odkrój w każdym wierzch i łyżką wydrąż środek Wnętrze wydrążonych ziemniaków posmaruj masłem i posyp solą i czarnym pieprzem. Teraz każdego ziemniaka napełnij farszem i owiń folią aluminiową – matową stroną na zewnątrz.

Ziemniaki włóż do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i piecz przez godzinę. Kilka minut przed końcem pieczenia, ziemniaki odwiń od góry z folii i połóż na każdym plaster sera i pozwól mu się ładnie zarumienić.

Gdy już włożyłeś ziemniaki do piekarnika przygotuj sos (ziemniaki są dosyć suche, więc sos jest potrzebny). Obierz czosnek i przeciśnij go przez praskę. Dodaj majonez i śmietanę lub jogurt. Dopraw odrobiną soli i pieprzu cayenne, dokładnie wymieszaj. Gotowe. Smacznego!

Kurczak słodko-kwaśny


Tak się zastanawiam – czy nie za często podaję przepisy z mięsa kurczaka (!?!). Ale co zrobić, jeżeli kurczak jest często wykorzystywany w kuchni i zawsze obecny w zamrażalniku? Nic, tylko podawać sprawdzone przepisy. Oto kolejny z nich – jak zwykle szybki, łatwy i bardzo smakowity. Do dzieła!

Dla 4 osób potrzeba:

  • 4 ząbki czosnku,
  • kawałek (2 cm) imbiru,
  • średnia cebula,
  • papryka czerwona,
  • 5-6 plastrów ananasa z puszki,
  • 2 duże piersi kurczaka,
  • odrobina oleju do smażenia.

Na sos:

  • szklanka soku ananasowego (tego z puszki z plastrami),
  • 3 łyżki ketchupu,
  • 4 łyżki octu winnego,
  • sok z ½ cytryny,
  • 1 łyżka cukru.

Drobno posiekany czosnek, obrany i starty imbir oraz pokrojoną w słupki cebulę podsmaż na oleju w woku (lub na dużej patelni jeżeli nie posiadasz woka). Wszystkie składniki sosu wymieszaj ze sobą i wlej do woka, zagotuj i pozostaw kilka minut na małym ogniu aż mieszanina zgęstnieje. Piersi kurczaka pokrój w paski, dopraw solą, pieprzem i usmaż na osobnej patelni. Usmażone mięso, paprykę i ananasa pokrojone w kostkę wrzuć do woka. Smaż jeszcze przez 8-10 minut. Jeżeli potrawa nie jest odpowiednio gęsta, ja zagęszczam ją niewielką ilością mąki kukurydzianej (1-2 czubate łyżki) wymieszanej z odrobiną zimnej wody. Gotowe. Podawaj z ryżem. Smacznego.

Filety z kurczaka zapiekane z mozzarellą


Bardzo szybki, bardzo łatwy, a przy tym bardzo smaczny przepis na filety z kurczaka. Aż żal nie spróbować. Podawać go można z czym kto chce – ja podałem z ziemniakami, ale równie doskonale smakuje w wersji solo. Szkoda czasu na gadanie – do dzieła!

Na 4 porcje potrzeba:

  • 4 pojedyncze filety z kurczaka,
  • 2-4 suszone pomidory marynowane w oliwie,
  • kula mozzarelli (125 g),
  • sos sojowy,
  • sól, świeżo zmielony pieprz,
  • kilka listków świeżej bazylii (koniecznie),
  • odrobina oleju do smażenia i zapiekania.

Filety posyp solą i świeżo zmielonym pieprzem, skrop sosem sojowym i odstaw na 15-20 minut. Na patelni rozgrzej olej i smaż mięso na średnim ogniu . Filety muszą się ładnie zrumienić. Kulę mozzarelli pokrój na 8 plasterków (po dwa na jeden kawałek mięsa), a suszone pomidory w paski (1-2 paski na każdy kawałek mięsa).

Gdy mięso się usmaży, każdy z filetów ponacinaj w kilku miejscach z jednej strony. W nacięcia wkładaj na przemian plastry mozzarelli i paski suszonych pomidorów. Tak przygotowane filety ułóż w natłuszczonej olejem formie żaroodpornej. Formę wstaw do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 8-10 minut (aż mozzarella się ładnie stopi). Listki świeżej bazyli posiekaj i posyp nimi gotowe danie. Bazylia wspaniale podkreśla i uzupełnia smak potrawy. Smacznego.

Smaki Bałkańskie część III – Burek


Kontynuując wątek smaków bałkańskich pora na kolejny przepis – przepis na burek. Burek to bardzo popularny fast-food w krajach bałkańskich. Jest to rodzaj placka wykonanego z ciasta filo nadziewanego serem lub mięsem. Najsmaczniejszego burka nadziewanego mięsem jadłem w małej piekarni w czarnogórskiej miejscowości Petrowacz. Burek podawany jest jako ćwiartka okrągłego placka lub jako rodzaj „bułeczki” zwiniętej w formę ślimaka. Ja proponuję formę „bułeczki”, a zamiast samodzielnego i żmudnego wykonywania ciasta filo, wykorzystanie gotowego ciasta francuskiego – szybko, łatwo i z gwarantowanym sukcesem. Do dzieła więc!

Na 6 niedużych bułeczek potrzeba:

  • arkusz ciasta francuskiego,
  • 30 dag mięsa mielonego,
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa,
  • odrobina oleju
  • jajko.

Mięso mielone usmaż na odrobinie oleju, dopraw solą, pieprzem i sporą ilością gałki muszkatołowej. Odstaw do przestygnięcia.

Arkusz ciasta francuskiego (takiego sprzedawanego w marketach) podziel na sześć równych kwadratów. Każdy kwadrat ciasta rozciągaj w palcach tak, aby ciasto stało się jak najcieńsze, (możesz użyć wałka kuchennego, ale mnie to nie bardzo się udało).

Na krawędź ciasta (tak jak na zdjęciu) ułóż mięso. Ciasto zwiń w rulon, sklej końcówki i zawiń w ślimaka. Każdego burka posmaruj rozbełtanym jajkiem, ułóż na blasze i piecz 40 minut w temperaturze 180 stopni.

Najsmaczniejsze są na ciepło. Smacznego.